XI Jogos Europeus ABADA Capoeira – Salzburg Austria.

Issssssso!!!
Wróciłem wczoraj sił nie mam…
Koniec? Nie! Wyjazd na JE2009 był dla mnie czymś większym, lepszym no i nie jestem zmęczony!

Czym są Jogo Europeus? Tego chyba wyjaśniać nie trzeba. Więc krótko i zwięźle, bo jak bym się rozpisał to by mi pamięci nie starczyło w komputerze (oj przydałaby się maszyna Turinga).

Poznańska (właściwie to Poznańsko-Śremska) grupa zadaniowa w składzie Alegria, Safira, Sardhina i Quati wyruszyła z Poznania około 6.30 rano w środę 20 Maja. Po przejecheniu całej blisko 1000km (najpierw do Berlina, potem trasą numer 9 na południe [cała!] do Monachium, a stamtąd prostą drogą do Salzburga) dotarła do miejsca przeznaczenia. Nie byliśmy specjalnie zmęczeni. A gdy zobaczyliśmy wiodki i przepiękne góry, zamki i pałace które otaczają Salzburg, całkowicie rozpłyneliśmy się w marzeniach. Czekają na rode otwarcia zwiedziliśmy troche miasto w którym to mieliśmy spędzic następne 5 dni.

Zawsze miałem problem z językiem niemieckim, ale okazało się to nie być przeszkodą, bo dużo austriaków – szczególnie restauratorów i pracowników marketów, dobrze mówi po angielsku. Dużym jednak problemem byly ceny. Dla polaka który właśnie wymienił złotówki na Euro po kursie około 4,50 życie za granicą wydaje się drogie. Dlatego od razu przyrzekliśmy sobie, że ustalamy wewnętrzny przelicznik pieniędzy i ustalamy kurs Euro do złotówki na 1 do 1. Teraz nagle ceny stały się bardzo niskie 🙂 Po zjedzeniu smacznej pizzy za 5 “złotych” (pamiętajcie o “przeliczniku”!) udaliśmy się na roda. Tam okazało się, że jeszce nie wszyscy dotarli i że ludzie nadal jest mało. Pewnei zmiana miejsca z Brukseli na Salzburg się do tego przyczyniła, ale to zmieniło tego, że było świetnie! Dołączyli do nas również inni ludzie z Polski, którzy busem z Gliwic przyjechali na warsztaty: Pato, Casca Dura, Furão, Ursinho, Migalha, Busca Pe, Troyek i Łukasz, a późnie z Londynu Cotonete. Teraz w pełnym składzie Polonia mogła zacząć rządzić na Jogos Europeus.

Treningi były trzy dziennie ( w sumie dziewięć). Najpierw pod rząd dwa razy po półtorej godziny, dwugodzinna przerwa na obiad i półtora godziny na koniec.
Pierwszy trening miałem z Mestrando Canguru i szczerze nie wiedziałem czego się spodziewać. Jednak od dziś wiem, że i on dołączył do listy moich ulubionych nauczycieli Capoeiry. Świetenie zbalansowany trening dużo wyciskający z organizmu. A sam Mestrando przyjacielsko nastawiony do uczniów. Odnotować trzeba fakt, że Polacy nie zawiedli i wraz z Łukaszem, Trojkiem i Busca Pe walczyliśmy w pierwszym rzędzie. W zamian Łukasz i Ja byliśmy ciągle wybierani jak Ci co pokazują sekwencje i techniki. Ogień!

Potem przyszedł trening z Mestre Camisą. Wielki to człowiek – to fakt! Wielki też był trening. Omówiliśmy podstawy, teorie esquiva, teorie balansu i ogólną filozofie gry w ABADA Capoeira. Z tego też trenignu wyciągnąłem piękny cytat o podstawowej technice – ginga:

Dobra ginga jest wszystkimi podstawowymi esquivas, zamkniętymi w jednym płynnym ruchu. – Mestre Camisa.

No i jako model tym razem występowałem ja 🙂 Podówjny ogień!

Na koniec dnia przyszła do nas Mestranda Edna, która od razu zapowiedziała, że zajmiemy się biomechaniką i zrobimy sobie zamiast treningu laboratorium capoeira. Zaczeliśmy od rozgrzewki, gdzie od razu wyszedłem na środek 🙂 Mestranda chciała zagrać ze mną w berka, no to zagrałem. Oj nie wiedziałem jak ciężko jest klepnąć kogoś w ramię – Edna nie dała mi żadnych szans. I już czułem się rozgrzany 🙂
Potem omówiliśmy ginga, decida basica i esquivas. Muszę się pochwalić (znów!), że znów byłem głównym modelem. Ten trening też zmienił moje podejście do takich technik jak ginga i decida. Mestranda osobiście poprawiła moje błędy i już wiem, że przedemną dużo roboty z poprawieniem szczególnie balansu w ginga i pozycji ręki w esquivas. Potórjny ogień!

Potem pojechaliśmy na halę, gdzie były właściwe zawody, ale o tym później. Teraz skoncentruję się na treningach.

Następny dzień zaczeliśmy od treningu z Canguru, który dał mi ogromnego kopa energetycznego. Ten człowiek poprostu umie świetnie prowadzić ciężkie treningi, tak że nie czuję się zmęczenia. I znów z Łukaszem, z którym się motywowaliśmy do tego, aby nie opuścić żadnego trenignu ćwiczyliśmy “na pełnej” w pierwszym rzędzie. Później był trening z Camisą, bardzo dokładne ćwiczenia na poprawę koordynacji. Na rozój mógzu i poczucia równowagi. Bardzo wyczerpujący trening, choć właściwie nie ruszaliśmy się z miejsca 🙂 Na koniec trening z Mestrando Charmem, który to zasłynał na świecie opinią człowieka robiącego bardzo ciężkie treningi. Niestety z powodu mojej słabej kondycji, byłem trochę za bardzo zmęczony (a właściwe to odwodniony, bo siły były tylko wody brak) poszedłem porobić zdjęcia na innych treningach.
Później od Łukasza dowiedziałem się, że straciłem dobry, ale nie rewelacyjny trening. Proszę nie zrouzmcie mnie źle. Był to bardzo dobry trening, ale nie tego oczekiwaliśmy od człowieka, który uczy największych wymiataczy w ABADA Capoeira.

W ostatni dzień zaczeliśmy od trenignu z Edną, która zrobiła kolejny wykład z biomechaniki i muszę powiedzieć jeszcze więcej z tego wyciągnałem niż mi sie wydawało. Mestranda Edna naprawdę jest cudowną kobietą i potrafi świetnie tłumaczyć wszystkie nawet najmniejsze aspekty. Przytym ma duże poczucie humoru i nie jest złośliwa, gdy komuś coś nie wychodzi. Nie byłem po tym trenignu też wypruty, więc mogłem pójść na trening z Charmem, który podobnie jak poprzedni okazał się taki, hmmmm przeciętny. No i na koniec energetyczny trening z Canguru, gdzie w końcowych rodach, gdzie choc  zagrałem tylko dwa razy energia mnie rozpierała! Tudo bem! Ogień w szopie i w bangladeszu!

Co do samych zawódów to nie było żadnych niespodzianek. Wszyscy Polacy wiedzieli, że Furão przejdzie do finałów 😉 Polacy, choć było nas mało, pobili kibicowanie nawet większe ekipy: Francuzów i Niemców (sic!). Nasze stadionowe przyśpiewki, okrzyki i machanie flagą były całkowicie spontaniczne, a jednak mieliśmy większą energię w dziesiątke niż trzydziestu Francuzów!!!
Gdy z każdym kolejnym etapem słyszeliśmy, że Furão przechodzi dalej jeszcze bardziej go dopingowaliśmy, aż do dnia finałów (soboty). Okazuje się, że właśnie w sobotę Ząbek (czyli Furão) obhcodzi 21-sze urodziny. Kupiliśmy mu więc kartkę urodzinowa. Zagadliśmy też z Mestrandą Edną, która była w jury, aby w ramach ‘prezentu’ ogłosiła to, że Ząbek ma urodziny – wtedy zaśpiewalibyśmy mu Parabens (Sto lat po portugalsku). Edna przystała na nasz plan i wpisała nam się na kartkę dla jubilata. Wtedy zrodził się pomysł. Zebrać podpisy wszystkich mestrandos i mestres, którzy są na jogos. Szybko okazało sie, że na kartce kończy się miejsce, gdy do w/w doszli profesorzy, intruktorzy i graduados. Akcja konspiracyjna była ogromna, a zdobycie niektórych podpisów trudne. Na przykład złapanie Grao Mestre Camisa Roxa w trakcie organizacji jogos graniczy z cudem, ale Cotonete podoałał temu zadaniu.

Gdy było już po właściwiych zawodach wszyscy czekali na ogłoszenie wyników. Furao zagrał świeteni i wygrał następujące tytuły (startował w kategori “B” – cordao laranja / laranja e azul):

  1. Najlepsza gra Sao Bento Grande
  2. Najlepsza gra Benguela
  3. Najlepszy zawodnik z cordao laranja
  4. 3 Zawodnik w europie w kategorii B!!!

I gdy mu wręczano nagrody, Edna dotrzymała słowa. Złożyła życzenia Furao i zaintonowala Parabens. Cała sala (około 400 capoeirstas i 300 gości) zaśpiewało Ząbkowi! Ten radosny i szczęśliwy stał i chyba nie wierzył w to! A później, gdy jeszcze dostał od nas kartę z życzeniami oniemiał całkowicie (są dowody w postaci filmu!).  Jeszcze raz Parabens Mistrzuniu Ziomeczku!
Więcej nie napiszę, bo nie wiem co jeszcze – jest tego poprostu za dużo! Na kanał YT (link z prawej) wrzuciłem już parę filmików zachęcam do oglądania. A niedługo wrzucę tutaj parę zdjęć z wyjazdu!
A teraz wracam do szarej rzeczywistości i dziwnego życia w Poznaniu, gdzie nie do końca wiem co ze sobą zrobić… już tęsknię za świetną i ciepła atmosferą. Wspólnymi treningami z najlepszymi i emocjami z tym związanymi. Tęsknie za tą energią… ehhhh…. Nostalgiczny koniec….


Posted

in

by