I tak mija kolejny tydzień na uczelni.
Czasu coraz mniej, a zadań ciągle przybywa. SOP-y, BAD-y, AUT-y, wszędzie jakieś projekty, a czasu coraz mniej. Oczywiście staramy się sobie pomagać i działać w grupie, ale to też nie zawsze wychodzi. Owocem tego są nasze burze mózgów.
Wczoraj taka burza była bardzo owocna i w końcu udało się skonstruować “teoretyczne rozwiązanie” zadania C na Automaty.
Teoretyczne, bo po pierwsze w pełni na tablicy, a nie w Ruby’m. Po drugie, dlatego że gdy już wszystko działało okazało się, że to co jest z definicji działające (algorytm CYK) nie chce działać. No i po trzecie nie do końca wiemy, gdzie pojawią się błędy. I tak dalej, i tak dalej. Oczywiście, gdy dochodziliśmy do najlepszego do naszej sali A1-“tam, gdzie ptaki zawracają, a admini nie zaglądają” wtargnęła grupa ludzi. Pomimo krzyków Michała: “Przebywanie tutaj grozi napadami śmiechu, zwątpienia w ludzkość, wyssaniem intelektualnym, albo trwałym kalectwem” nie chcieli słuchać.
Więc przenieśliśmy się do domów myśleć dalej. I teraz samodzielnie walczymy z Postacią Normalną Chomsky’ego, czy CYK.
Żeby nie było tak kolorowo, zabrakło oczywiście naszego etatowego skryby, więc nie do końca jesteśmy wstanie odtworzyć dla potomnych naszych przemyśleń. Choć możliwe, że gdzieś pojawią się filmy i zdjęcia z tego zajścia.
A co ma do tego Pyszna? Co to jest Pyszna? Gdzie jest Pyszna? Tego najstarsi górale nie pamiętają. No, może pamiętają! Bo Pyszna to taka mała hala, gdzieś tam w przedłużeniu doliny Kościeliskiej. Obecnie już nie dostępna dla turystów, ale kiedyś była celem nie jednej wycieczki i wyrypy. A co mnie napadło na góry?
Hmmm, co roku, gdy szukam motywacji zaglądam do książek o podróżach i nieznanych mi miejscach. Często pochłaniam historie alpinistów, taterników i himalaistów tak, aby odnaleźć na nowo ten magiczny pierwiastek, odpowiedź na pytanie: “Po co to robię?”.
Jak Mallory’ego zapytali: “Dlaczego?”, on odrzekł “Bo są”. I chyba w tym zdaniu jest upakowane całę piękno gór.
No, a co do tego ma Pyszna? Nic. To taka mała hala, ale o tym już pisałem.
Tak jak dwa lata temu zdobywałem Everest z Huntem (oraz Hillarym i Tenzingiem), w zeszłym roku filar Bonettiego z.. Bonettim. Tak w tym roku znów wybrałem się na Everst z Cichym i Wielickim, tylko po to, aby popaść po uszy w historię Pysznej. Książki o przyjaciołach, którzy razem podróżowali po górach, o pierwszych wyprawach narciarskich w Tatry i o góralskiej złośliwości Bednarza (o tym za chwile). I chyba znów zamarzyłem się. Już od miesiąca chodzi mi po głowie myśl, aby znów spakować plecak i pojechać do Zakopanego (w końcu, mam gdzie tam spać). I co dzień (może co dwa) pakować plecak i wyskakiwać w góry, tylko po to aby popatrzeć na świat z innej, tej pięknej perspektywy.
Jak na złość, gdy już udało mi się to marzenie zamknąć w tej przegródce “do realizacji”, a nie w tej “już! teraz!”, gdzie jest większa szansa, że się je zrealizuje. Nasz wydziałowy, etatowy skryba (Ania) przypomniała mi o górach w dzisiejszej naszej rozmowie na wydziale. Ehhh…. nie lubię jej za to…
No nic, chyba Hiszpania na piechotę w tym roku odpada.
Cel na rok 2009: TATRY!
Choćbym miał sam jechać, choć wtedy trudniej docenić ogrom gór.
Wiem, że jestem turystą, ale jednak chciałbym zaliczyć parę przejść. Wiem, że są banalne i nie wymagające (takie trójki i może czwórki), ale jednak zawsze o nich marzyłem.
Już idę szukać mapy.
Tyle!
Aha!
Miało być o Bednarzu, to będzie o Bednarzu. Właściwie to o Henryku Bednarskim. Góral z niego żaden (bo z Płocka), ale jednak miał w sobie coś z tej złośliwości, charakterystycznej dla mieszkańców Podhala.
Pewnej nocy podsłuchał jak jakcyś “Asi” planowali bardzo ciężkie “pierwszym wejściu” (czyli tam, gdzie jeszcze człowieka nie było). Bednarz rano wstał, a że pracował jako przewodnik po Tatrach to obudził swojego klienta jeszcze przed świtem. I wyciągnął go “na spacer po górkach”. Oboje szczęśliwie dotarli do celu wyprawy – skalnej półki. I tam wyłonił się nieoczekiwany problem: jaki zostawić ślad? Jak przekonać ambitnych taterników, że pierwsze wejście nie jest pierwszym?
Bednarz nie namyślał się długo…
Nieco później do półki dotarli taternicy, szczęśliwi i dumni z odniesionego sukcesu, parujący zmęczniem. Co powiedzieli, gdy zobaczyli “przekonywujący dowód bytności człowieka”, nikt nie wie.
A co było “przekonywującym dowodem bytnośći człowieka” pozostawiam Wam do rozstrzygnięcia 🙂
Albo do zajrzenia do “W stronę Pysznej” autorstwa Stanisława Zielińskiego.
execlp(“kill -9 “+getpid())