27 Grudnia 1918 – 2008

Dziś 90. rocznica Powstania Wielkopolskiego, przez wielu uznanego za jedyny zwycięskie powstanie w historii Polski. Jednak nie piszę tego, aby podzielić się swoją wiedzą na ten temat. Co prawda coś wiem, może trochę więcej niż większość ludzi, ale nadal nie uważam się za autorytet.
Dopiero co w TVP1, zakończyła się relacja z przedstawienia plenerowego poświęconego Powstaniu. Reżyser Filip Bajon stanał przed trudnym zadaniem “streszczenia” istoty walki i finału “najdłuższej wojny nowoczesnej Europy” (przy okazji polecam serial pod takim samym tytułem). Czy to się mu udało?
Nigdy nie byłem fanem zbytniego nadużywania pojęcia “artystyczne przedstawienie”, często kończyło się to tajemniczym, niezrozumiałym, a dla mnie nieestetycznym baletem, albo śpiewami, które nie niosły ze sobą żadnej treści. Dziś potwierdziłem swoje obawy.
Zacznijmy od “technikaliów” (jak ja uwielbiam trudne słowa). Owszem było kilka wpadek, głównie z dźwiękiem. Długo czekaliśmy, aż major Taczak przemówi do żołnierzy. Kiedy już przemówił to dźwięk siadł i było tylko słychać żołnierskie “Czołem!”. Jednak nie przeszkadzało to w odbiorze. Na pewno nie tak bardzo jak oprawa.

Oprawa była przemieszaniem kilku obrazów. Każdy miał coś symbolizować i (podejrzewam) przenosić treść.
Ładnie wypadli aktorzy grający postacie historyczne, przemawiający do ludu Paderewski, tak samo członek misji dyplomatycznej (w tej roli Piotr Gąsowski). Dziwnie trochę wyszedł Olbrychski grający Gombrowicza, ale podejrzewam, że to efekt zmarznięcia, było z daleka widać, że aktor cały się trząsł (choć to może taka maniera, patrząc na jego wcześniejsze kreacje – szczególnie te z ostatnich 10 lat).
Bardzo ładnie wyszły sceny “reporteskie”, gdzie Witold Dębicki wcielił się w rolę repertera pytającego przechodniów i świadków walk o ich opinie. Te sceny jednak były nakręcone wcześniej i puszczone z wielkiego telebimu. Trochę dziwnie wyglądała w nich praca kamery. Operator prowadził widza “współczesną” techniką kręceniu z ręki (taka jaka obecnie jest widoczna chyba w każdym serialu zachodnim), starał się niedbale poruszać ręką, tak jakby się rozglądał. Technicznie dobrze to wyszło, ale jakoś nie pasowało mi to do nastroju Poznania z końca 1918 roku.

Co do warstwy artystycznej nadal nie mogę zrozumieć niektórych symboli. Owsze umęcozne dzieci wrzesińskie, kontratak niemieckich formacji wybiegających z tajemniczej Pikielhauby, które wtedy akurat grała rolę haubicy (sądząc po kalibrze i długości lufy działa zamontowanego w niej). Nie rozumiem śpiewającej Walkirii, rozumiem za to na przemian śpiewane polski i niemieckie kolędy na początku wystąpienia.
Nie wiem też co oznaczają buty, kurtki, pikielhauby i czapki zatknięte na kijach, z którymi to tańczyli ludzie.
Najbardziej jednak myślę nad czymś takim. Skoro to było zwycięskie powstanie to czemu ciągle pokazywano polskich powstańców jako tych pobitych i martwych. Wiem, że lekko niebyło, ale na tym polega świętowanie i wychwalanie, że podkreśla się te dobre chwile, a te złe się akcentuję, aby pamiętać. Tu proporcje były odwrotne. Pokazano skrzywdzonych, martwych, a nie pokazano zwycięstw i rezultatów. Dlaczego to mi się rzuca w oczy? Bo w pewnym momencie, byliśmy świadkami czegoś jak z taniego horroru.
Z pomarańczowego światła (jakby wyrwa w ziemi) wyszli ludzie w mundurach powstańczych. Wyglądali dosłownie jak zombie z taniego filmu. Brakowało tylko jęków “Mózg!”, bo powłóczenie nogą, podkrążone oczy i blada cera były. Pośród nich też szedł Olbrychski, który z nimi stanał na środku “cmentarza” (wzniesienie z krzyżami, mozę to kurhan był) i zaczął swoją przemowę. Jednak jego tekst był dość mocno zakręcony i mało z niego rozumiałem, szczególnie, że dykcja “Gerwazego” nie była najlepsza.
Już myślałem, że będzie to spięte jakąś ładną klamrą, która zakończy przedstawienie. Pokaże, ze to zwycięstwo było unikatowe, warte i ważne dla Nas. W zamian za to otrzymałem, niewiadmo skąd oberaz Tadeusza Mazowieckiego i Helmuta Kohla z 1990 roku, jak podają sobie ręce. Nie mogę tego skomentować, chyba tylko dlatego, że nie wiedziałem, że obaj panowie brali udział w powstaniu.

Podsumowując. Gdybym był człowiekiem mieszkającym, na przykład, w Warszawie. To byłbym zachwycony oprawą (wybuchy, oświetlenie, mocna muzyka), ale nadal nie wiedziałbym o co chodziło w tym powstaniu i dlaczego jest zwycięskie, skoro ciągle cierpieli.
Znów Poznań nie zdołał wypromować istoty powstania i tego, że sami potrafiliśmy walczyć o przynależność do kraju, który nie za bardzo chciał Nas przyjąć.
Ufff, to już koniec. Jak to mówi moja Babcia “Idźcie… obowiązek spełniony”.


Posted

in

by

Tags: