Warki, baty i inne dziwne nazwy.

Ostatni tydzień, z ręką na sercu mogę to stwierdzić był bardzo ciekawy, żeby nie rzec emocjonujący. Najpierw zmęczony po warsztatach z Calango przeżyłem trening Touro i całkiem fajną grę z Verdugo. Nie wspominając o pękniętej oprawce od okularów. We wtorek z trudem dotarłem do szkoły, bo moja noga (konkretnie łydka) stwierdziły, że nie nadają się do używania. Padłem ofiarą, czegoś co z łaciny ma tajemniczą nazwę – Lymphangitis, czyli zapalenie naczyń chłonnych. Nie wygląda to ciekawie i trochę boli (tak, że się żyć odechciewa), ale poważne nie jest, więc już w środę dotarłem na roda u Capoeira Brasil (wcześniej omijając zajęcia z Judo – patrz: poprzedni wpis).
Miałem okazje zagrać, chyba z ludźmi ze wszystkich grup w Poznaniu, bo byli tam (kolejność alfabetyczna): ABADA, Artes das Gerais, Axe Capoeira, Capitaes de Arreia, Capoeira Brasil, Companhia Pernas Pro Ar, UNICAR. Dzięki czemu, nawet ‘tradycyjna’, benguela wyglądała, hmmm egzotycznie. Było parę emocjonujących momentów i mały tłok, ale ogólnie mam bardzo pozytywne wrażenia. Po roda odwiedziliśmy Stary Rynek i w Dramacie rozmawialiśmy o różnościach (pozdrowienia dla namiętnej pary ze stolika obok oraz dla straży miejskiej zakładającej blokady na koła!).

Czwartek jak każdy dzień, był chyba najnormalniejszy, choć nie jestem do końca tego pewien. Może dlatego, że już piątek do Poznania przyjechał Instrutor Zinho, który poprowadził warsztaty ABADA Capoeira. Miały być małe warsztaty dla Poznania i okolic (równocześnie sekcja z Ełku obchodziła swoje dwulecie z Calango), ale jak zwykle nic nie wyszło i zjawiło się pół Polski (Wrocław, Śrem, Szczecin, Bydgoszcz, Elbląg(!), Gdynia). Było dużo energii i jeszcze więcej wyczesywania Cordao, które przygotowywaliśmy do Batizado. Jestem uczulony na bawełnę w powietrzu i już prawie perfekcyjnie wiąże “No de Rosa”.
Zinho, podczas treningów dla cordao crua i crua e amarela, wypatrzył sobie mnie jako eksponat do obijania i pokazywania technik. Z jednej strony cieszę się (oznacza to że moja technika nie jest najgorsza), choć przeraża mnie wizja siebie jako wzoru, jest jeszcze wiele aspektów mojej Capoeira do poprawy, szczególnie w kwestii techniki i gry. Dlatego, też waham się czy przystępować do Troca de Cordas. Coraz większa część mnie myśli, że będzie to dobre posunięcie, ale muszę jeszcze trochę popracować nad takimi rzeczami jak płynność i zróżnicowanie gry, a z zakresu technik to chyba całkowicie Armada i Meia Lua Rasteria i Ginga i Balans i… dużo tego, a czasu mało. Musze na pewno więcej pracować nad Sao Bento Grande i, brakuje mi właściwego słowa, odwagą podczas szybkich gier.
Aha! Jak ktoś kopie Meia Lua De Compasso, a Ty próbujesz go obejść to nie patrz na jego stopę! Mogą Tobie okulary się pogiąć!

Teraz to już mam kolejny tydzień, niestety z przyczyn zależnych ode mnie nie będzie świetny. Niby długi weekend, ale przez moją szkołę (oraz parę innych drobnych problemów) nie uda Nam (z Angeliką) uciec z Poznania. Może poćwiczę trochę technikę na dworze, bo się ładna pogoda zapowiada, a potem wrócę do książęk bo za 8 dni – kolokwium z Analizy, dzień sądu (przed ostatecznego), krew, pot i łzy.

Kończę, bo muszę iść spać, dziś odrabiam zaległe zajęcia z Judo wraz z drugim rocznikiem. Oj! Będzie walka! Hajime!


Posted

in

by