Kwartał z Capoeira 🙂

Dawno nie było notki, pora nadrobić.
Więc mała relacja z ostatnich kilku tygodni. W międzyczasie były warsztaty w Gdyni, Gliwicach i Kościanie.
I. Warsztaty w Gdynii z Zinho.
Pierwsze warsztaty w tym roku, miały być z Mestre Cobrą, ale ten zachorował i odwołał całe tournee po Europie. W zastępstwie miał przyjechać Mestrando Paulinho Velho. Jednak i ten nie przyjechał, bo coś. No więc ABADA Capoeira Polonia miała gościć jeszcze większego (dosłownie) Mestrando Charm.
Tu pojawia się jednak problem Polaków. Nasz naród świetnie potrafi nawalać, gdy trzeba się sprężyć. Frekwencja więc była świetna i warsztaty z Charmem zostały odwołane. Przyjechał, więc Zinho, któy poprowadził świetne warsztaty. Duży udział w tym miała ekipa ludzi przyjezdnych, którzy dali z siebie wszystko. Wynik? Po sobotnim treningu znów czułem się jak po judo. Powyciągane stawy, poodbijany tyłek, ale nie narzekałem. Choć śmiesznie mi było, gdy niektórzy wychodzili z treningu mówiąc: “Nic mnie nie boli, jest OK”, a godzinę później jęczeli z bólu, gdy wszystkie odbicia zaczynały dawać się we znaki.
W piątek opuściłem trening i wraz z Malandro obserwowaliśmy jak inni próbują się kręcić na rękach. Ciekawy widok 🙂
Reprezentacja Poznania: Safira, Sardinha, Quati.

II Warsztaty w Gliwicach z Zinho.
Tym razem ABADA Poznań atakował śląsk. Gdzie przyjął nas padre Pato. Jako, że warsztaty znów nie zachwycały frekwencją ulokowani byliśmy po domach. Poznań trafił pod strzechy do Sznurka, gdzie pradowdopodbnie doprowadzaliśmy do szewskiej pasji jego rodzine. Albo wybuchaliśmy niepochamowanym śmiechem, po tym jak poprawił mi się humor. Nawet nie wiecie ile radości może przynieść pompowanie materaca – hiperwentylacja gwarantowana. Oczywiście Alegria musiał też rozszerzyć swoją zarazę. Zaraził wirusem Drum and Bass też Sznurka i jego brata ku (napewno!) rodziny 🙂
Niestety warsztaty pamiętam średnio, bo po pierwsze na pierwszej roda zgarnałem martelo od Zinho. Moge być z siebie dumny – ustałem i w odróżnieniu od Furao nie został mi po tym ślad :), a w sobotę to już tylko obserwowalem popołudniowy trening, bo moja stłuczona pięta się odezwała. Jednak z min ludzi i energii mogę wnioskować, że warsztaty były udane. Na koniec jeszcze Zinho zarządził naukę Jongo, więc miałem okazję się udzielać muzykalnie 🙂 Teraz już umiem świetnie klaskać do rytmu w tym tańcu 🙂
Reprezentacja: Alegria, Safira, Sardinha e Quati.
III. Warsztaty w Kościanie z… Zinho (no bo z kim?).
No i na koniec ostatni wyjazd ABADA Poznań. Najdziwniejszy. Po pierwsze zdarzył się cud i na warsztaty pojechalo prawie 15 osób z Poznania. Po drugie zdarzył się już nie cud, ale zaistaniała sytuacja, że się sam z grupy wykluczyłem 🙂 W piątek byliśmy jeszcze małym składem (reszta, głównie Biedrusko, Verdugo i Alegria byli na koncercie Shy’a), więc gdy chciałem się spokojnie ulokować na małej salce bardzo się zdziwiłem, gdy dowiedziałem się, że “tu spać nie możesz”. No nic rozłożyłem się troche bardziej na środku salki. Po treningu jednak stwierdziłem, że lepiej będzie jak pójdę spać na dużą sale. Miałem jakieś dziwne “sensacje żołądkowe” i (dosłownie!) niechiałem psuć atmosfery. Rano (czyli o 8.30), gdy na palcach (dosłownie!) wszedłem po swoje rzeczy jeszcze nie wiedziałem, jaką burzę rozpętałem. Gdy godzinę póxniej wróciłem na górę zostałem przywitany nowym pozdrowieniem. Stwierdziłem, że skoro komuś przeszkadza to że hałasuję (choć nadal twierdzę, że mój plecak nie oderwał się od ziemi oraz że nie miałem żadnego żelastwa w nim) to zejdę mu z drogi i wieczorem spakowałem ciuchy i na stałe przeniosłem się na sale. Nawet lepiej, podejrzewam, że mój pobyt u góry skończyłby się jeszcze większą awanturą.
Same warsztaty pamiętam dobrze, głównie dlatego, że mogłem się na nich skoncentrować nie myśląc o aspekcie “towarzyskim wyjazdu”. Nie! Nie izolowałem się kompletnie, jednak więcej czasu spędzałem z ludźmi z innych miast (pozdrowienia dla Wrocławia i Gdynii!). W końcu ich widuje raz (wyjątkowo dwa razy) w miesięcu, a pyry poznańskie są co drugi dzień na treningu. Nie ważne.
Warsztaty fajne, może dlatego, że znów trafiłem do “stara ludzia”, gdzie było parę ciekawych technik. Poza tym sam nie spodziewałem się, że maculele daje tyle energii, choć stopy niszczy bardzo. Jongo też świetnie wypadło 🙂
Reprezentacja: duża! 🙂

No i tyle 🙂 Aha, jeszcze nie! Jeszcze fotka z Kościana, chyba moja jedyna fotka z Zinho w życiu 🙂

Instrutor Zinho e Eu
Instrutor Zinho e Eu

No, a przedemną jeszcze mój mały maraton:

Środa trening z Verdugo – Poznań,
Czwartek trening z Cortesem – Bydgoszcz,
Piątek trening z Calango – Gdynia.

A już za miesiąc warki we Wrocławiu 🙂


Posted

in

by

Comments

Leave a Reply